Kiedy mój pierworodny skończył dwa lata stał się na tyle rozumną istotą, że moja wizja codziennego czytania bajek przed snem w końcu nabrała kolorów. Zawsze marzyłam o tym, że mój maluszek będzie leżał obok, wtulony w moje ramie i słuchał historii, które mu czytam. Przed jego drugimi urodzinami wyglądało to zgoła inaczej i było dla mnie mega frustrujące. Nim przeczytałam pierwsze dwa zdania jakiejś książeczki młody już zaczynał się wiercić, skakać po łóżku i zajmować się wszystkimi zabawkami jakie wpadły mu w rączkę. Interesowało go wszystko poza bajką czytaną przez mamę. Z anielską cierpliwością brałam to na klatę powtarzając sobie, że z tego kiedyś wyrośnie i….. nadszedł dzień, że naprawdę z tego wyrósł.
Zbiegło się to z czasem kiedy nasza pociecha zamieszkała w swoim własnym pokoju i czytanie bajek przed snem stało się miłym zakończeniem każdego dnia. Teraz nasz maluch sam wieczorami biegnie do regału z książeczkami i wybiera, co dziś będziemy czytać przed snem. Ulubionymi bajkami mojego szkraba są o dziwo książki z mojego dzieciństwa. Książki z bajkami disney’a, które kolekcjonowałam będąc jeszcze w szkole podstawowej. Niektóre czasy świetności mają już za sobą, bo zabawa w bibliotekę dała im nieźle w kość. Nie pachną już świeżą farbą drukarską, a kurzem. Mimo to przyciągają mojego brzdąca barwnymi opowieściami o Myszce Micki, Kaczorze Donaldzie, Pinokio, Kopciuszku czy Zakochanym Kundlu. Czasem produkcje Disney’a można ponownie zobaczyć w telewizji, a wtedy mój brzdąc biega po pokoju i skacze z radości, że już czytaliśmy tą bajkę. Uwielbiam ten entuzjazm w jego głosie, kiedy woła: Mamo, mamo, a ja wiem co teraz będzie…. I opowiada całą następną scenę z filmu. Kocham kiedy mój mały odkrywca odnajduje tyle radości dzięki moim zbiorom z dzieciństwa.