Kiedy byłam dzieckiem święta zawsze stały dla mnie pod znakiem oczekiwania na upragnione prezenty. Tak było i jest w przypadku chyba każdego dziecka, jednak zmieniający się styl życia i zamożność zmienia również podejście do tematu prezentów. Kiedy dla mnie jako dziecka najwspanialszym prezentem pod słońcem była najzwyklejsza lalka, która potrafiła mrugać oczami, to teraz taki prezent u większości dziewczynek może się spotkać z rozczarowaniem, bo przecież na półce stoi co najmniej tuzin lalek, które śpiewają, tańczą, świecą i mają zestaw dwudziestu sukienek na przebranie.
Jak spędzić z dzieckiem deszczowe popołudnie?
Niby już wiosna, piękne słońce zachęca do zabaw na świeżym powietrzu. Maluchy są zachwycone nieograniczonymi możliwościami. Niestety kwiecień-plecień, jak co roku pogoda zmienia się z każdym dniem. O ile jest pięknie i ciepło można bez przeszkód cieszyć się z dzieciakami wspólnym czasem na placu zabaw, wycieczkach rowerowych, czy choćby spędzać wspólnie czas na sprzątaniu w ogrodzie, co też może być fajną zabawą. Gorzej, kiedy pogoda za oknem odstrasza. Deszcz , plucha i ziąb nie pozwala wyjść z domu, a z dziecięcych gardeł wydobywa się znienawidzone przez rodziców: „ Mamo! Tato! Nudzi mi się!”
Czasem mam ochotę zacząć rwać sobie włosy z głowy. Całą zimę musiałam sobie radzić z dręczącą bąbla nudą, kiedy nie mógł wychodzić na dwór na przykład z powodu choroby. Wymyślałam mu zajęcia, uczestniczyłam w zabawach, żyłam nadzieją, że gdy przyjdzie wiosna maluch da upust swojej nieograniczonej energii na podwórku. W słoneczne dni malec jest przeszczęśliwy, że może hasać po trawie i bawić się we wszystko, co tylko podsunie mu wyobraźnia.
Jak przekonać dziecko do picia tranu?
Taka sytuacja prześladowała mnie prawie codziennie przez dwa lata życia mojego starszego dziecka. Protestom i sprzeciwom małego obywatela nie było końca, kiedy tylko widział, że sięgam po butelkę z tranem do lodówki. Obrzydzenie na twarzy malucha mówiło samo za siebie, kiedy nalewałam specyfik do strzykawki. Tak, do strzykawki, bo używanie łyżeczki zwykle kończyło się wylaniem tranu na podłogę, ścianę, ubranie moje i malucha. Jeśli ktoś nie wie, jak trudno doprać plamy po tranie to nawet nie ma pojęcia jakim jest szczęściarzem. Nie dziwiłam się brzdącowi, że nie chciał brać tego świństwa do buzi. U mnie sam zapach tranu powoduje, że wszystko podchodzi mi do gardła.