Niedawno byłam świadkiem pewnej sytuacji w galerii handlowej. Na placyku przystosowanym dla dzieci bawił się mniej więcej trzyletni chłopiec o dość ciemnej karnacji, czarnych, wielkich oczach i kruczo czarnych włosach. Nieopodal bawiła się dziewczynka mająca jakieś sześć lat. Po chwili podeszła do chłopca. Maluch uśmiechnął się do niej i jakby rozumiejąc się bez słów oboje rzucili się w wir beztroskiej, wspólnej zabawy. Sielanka trwała zaledwie chwilę, bo na placyk wpadła mama dziewczynki, która dotychczas obserwowała zabawę córki z kawiarni obok placyku. Była aż purpurowa ze złości, pociągnęła córkę za sobą karcąc ją, że nie powinna się z NIM bawić. Na pytania protestującej dziewczynki dlaczego nie może się bawić z tym chłopcem matka nic nie odpowiedziała. Malec został na placyku sam bardzo zdziwiony całą sytuacją. Nie rozumiał co się właściwie stało. Gdy tak patrzył w kierunku oddalającej się dziewczynki podeszła do niego kobieta. Chyba była to jego matka, ubrana zupełnie tak jak inne kobiety przechadzające się po galerii. Tak jak syn miała dość egzotyczny typ urody. Przytuliła chłopca i powiedziała mu na ucho coś, co poprawiło powrotem przywróciło uśmiech na jego buzi i oboje odeszli.