Opowiem Ci krótką historię na temat moje walki z nieustającą chemizacją wszystkiego, co nas otacza, którą przypłaciłam niezłym bólem głowy. Ale wszystko zakończyło się sukcesem. Zaczęło się prozaicznie. Wstaję rano przygotowuję śniadanie, wyprawiam dziecko do przedszkola i zabieram się do sprzątania domu. W kuchni zmywanie, czyszczenie mebli, kuchenki, lodówki. Przygotowanie prania i czyszczenie płytek i armatury w łazience. W całym domu polerowanie mebli, mycie okien i podłóg. Nie potrafię pracować w rękawicach ochronnych, bo jest mi po prostu niewygodnie. Z tego właśnie powodu, gdy skończyłam ogarnianie domu i spojrzałam na swoje dłonie przeraziłam się. Od razu sięgnęłam po krem nawilżający, aby trochę poprawić stan skóry i wtedy w głowie zadzwoniła pewna myśl. Co ja właściwie, kurde robię!? Jak ja i moja rodzina mamy być zdrowi, skoro na każdym kroku pakuje w nas niezdrową chemię. Wcieram ją w meble, podłogi, naczynia, płytki, piorę w niej nasze ubrania, a na koniec jeszcze wcieram w ciało, bo mi się wydaje, że to ma na mnie zbawienny wpływ. Już nawet nie wspomnę o tym, jaką dawkę związków chemicznych dostaje nasz organizm w samym pożywieniu. Większość produktów spożywczych posiada w swoim składzie pokaźną listę słynnych „E” i innego paskudztwa.