Jak co dzień wczesnym popołudniem krzątam się po kuchni karmiąc młodsze dziecko, starsze akurat wróciło z przedszkola, więc hasa wkoło nas opowiadając jak mu minął dzień. Do domu wchodzi nasz listonosz z listem poleconym, który muszę pokwitować. Moja córa boi się listonosza, bo ten strasznie głośno mówi, więc biorę ją na ręce uprzedzając wybuch płaczu. Na to słyszę od listonosza: „Bardzo Pani współczuję…” Myślę sobie, co się kurcze stało?! Ktoś mi bliski umarł? Jakiś wypadek, a ja nic o tym nie wiem?! Pytam więc, co ma na myśli, a on na to: „Współczuję Pani, bo się Pani tak musi męczyć z dwójką dzieci…” Bardzo się zdziwiłam i odpowiedziałam z uśmiechem, że się nie męczę, bo to dla mnie przyjemność zajmować się moimi dziećmi. Listonosz był tak zaskoczony moją odpowiedzią, jakbym co najmniej popełniła jakieś świętokradztwo i mówi: „Naprawdę?! A to tyle wysiłku kosztuje…”
Tak Panie Listonoszu, macierzyństwo kosztuje bardzo dużo wysiłku, ale to najwspanialszy czas, jaki przyszło mi przeżywać. Owszem, wieczorami padam na twarz. Oczywiście, że nie mam czasu dla siebie, bo zamiast ulubionej książki, czy filmu muszę ogarnąć zaległe prasowanie i posprzątać chaos, który zapanował w domu w ciągu całego dnia. Pewnie, że zamiast spotkania z koleżankami, wznoszę zamki z klocków. Zamiast wizyty u fryzjera czeka mnie kolejna wyprawa do dentysty ze starszakiem. Natomiast wieczorne wypady z mężem do kina zamieniłam na utulanie na rękach cierpiącej przez ząbkowanie córki. Nie jeździmy na dalekie, zagraniczne wakacje, wystarczyć muszą nam polskie klimaty i to dość blisko domu, ponieważ starszak ma silną chorobę lokomocyjną, na którą leki nie pomagają. Wiele musiałam poświęcić dla bycia matką, jednak wszelkich poświęceń byłam w pełni świadoma i z pełną premedytacją postanowiliśmy z mężem zostać rodzicami.
Dzieci to nie kara, czy przekleństwo. Dla na dzieci to największy dar i największe szczęście, jakie kiedykolwiek nas spotkało.
Teraz, gdy na spokojnie przemyślałam to, co usłyszałam jestem wkurzona na naszego doręczyciela. Czuje, jakby listonosz dał mi w twarz. Jakim prawem ocenia moje życie i z góry szufladkuje moje dzieci, jako obciążenie dla mnie i powód do współczucia Ja rozumiem, że Pan Panie Listonoszu nie zajmował się wychowaniem swoich dzieci, bo zarabiał w tym czasie na ich utrzymanie. To ja Panu współczuje, że stracił Pan w ten sposób dzieciństwo własnych dzieci, ten najpiękniejszy czas z ich życia przeleciał Panu między palcami i chyba nawet nie zdążył Pan sobie uświadomić, co Panu umknęło.
Jestem dumna, że jestem matką. Nie czuję się w niczym gorsza od kobiet robiących kariery i zarabiających spore pieniądze. Mimo, że nie noszę butów na obcasie i idealnie skrojonej sukienki, a trampki, legginsy i rozciągnięty t-shirt jestem szczęśliwa i spełniona. Zarabiam na tym dużo więcej, niż na etacie, mimo, że moje zarobki nie liczą się w złotówkach czy w euro.
Jeśli ktoś nie chce mieć dzieci, to jego sprawa. Jeśli ktoś ma dzieci, ale uczestniczy w ich wychowaniu w bardzo ograniczony sposób z różnych względów, to również jego sprawa. Jeśli ktoś chce zostać rodzicem i w pełni poświęcić się wychowaniu swoich pociech to również jego sprawa i nic nikomu do tego. Najpierw spójrz na siebie Panie Listonoszu, a dopiero potem zastanów się czy powinieneś mi współczuć.