Dzięki Walentynkom odkryłam swojego syna z zupełnie nowej, nieznanej dotąd strony. Nigdy nie pomyślałabym, że doprowadzi mnie do łez na oczach tylu ludzi. To był dla mnie prawdziwy cios. Moje życie już nigdy nie będzie tak beztroskie, jak dotąd. Od dziś zaczynam odliczać dni do momentu kiedy nas opuści i już nic nie będzie tak szczęśliwe jak dotąd.
Ten dzień zaczął się tak, jak każdy dotychczasowy, rano pobudka, pospieszne szykowanie się i dojazd do przedszkola. W przedszkolu jak zwykle już od drzwi znajome twarze uśmiechały się do nas na powitanie. Szybka zmiana obuwia, pożegnanie się i życzenie sobie miłego dnia. Maluch wpadał w wir zabaw z kolegami, a ja wracałam do codziennych, domowych obowiązków. Po przedszkolu powrót do domu i spędzanie wspólnie czasu na zabawie, nauce, obowiązkach domowych. Wieczorem wspólna bajka i buziak na dobranoc. Tak wyglądała nasza codzienność do tego dnia, bo od nieoczekiwanego wydarzenia skończył się pewien etap w naszym życiu i choćbym oddała wszystko, co mam nie da się do niego wrócić.
Kilka dni temu mój synek wrócił z przedszkola z mocnym postanowieniem przygotowania kartki walentynkowej dla swojej najlepszej koleżanki. Poinformował mnie, że Pani Bibliotekarka powiedziała, że zbliża się święto miłości. Z tej okazji powinniśmy okazać swoim najbliższym, że są dla nas ważni na przykład poprzez własnoręczne stworzenie kartki walentynkowej. Poprosił mnie o pomoc, więc nie mogłam odmówić. Pomogłam mu w wycinaniu serduszek, rysowaniu kwiatuszków i pisaniu tych kilku bardzo ważnych dla niego słów „BARDZO CIĘ LUBIĘ, JESTEŚ MOJĄ NAJLEPSZĄ KOLEŻANKĄ”. To jak na przedszkolaka bardzo ważne wyznanie. Mimo swojej nieśmiałości postanowił, że wręczy kartkę swojej koleżance z samego rana, jak tylko spotka ją w przedszkolu. Tak też się stało. Szybko zmienił buciki i pobiegł jej szukać. Kiedy już ją odnalazł staną przed nią i zamarł… Trwało to raptem kilka sekund, ale dla mnie i dla niego ten moment trwał chyba wieczność. Nagle odkrył w sobie nieznane dotąd pokłady męskiej siły i odwagi i wykonał swoje zadanie. Zebrał się w sobie i mimo patrzących na niego trzydziestu par oczu dzieci, ich rodziców i wychowawczyni wręczył misternie przygotowaną kartkę bardzo zaskoczonej dziewczynce.
W jednej chwili w moich oczach przestał być słodkim szkrabem, którego jeszcze niedawno uczyłam chodzić, mówić i karmiłam tartym jabłuszkiem. Nagle zobaczyłam, że w moim małym synku odzywa się kiełkująca męska siła i odwaga. W oczach zaszkliły mi się łzy. Z jednej strony byłam z niego dumna, bo zrobił coś niesamowitego, przełamał swój lęk i wstyd. Z drugiej strony zrobiło mi się przykro, że czas pędzi nieubłaganie i nie jest już małym smykiem, a zaczyna przeistaczać się w młodego, samodzielnego mężczyznę. Wiem, że do etapu samodzielności czterolatkowi brakuje jeszcze kilku lat. Niestety te dotychczasowe lata jego życia minęły jak błyskawica, więc i kolejne miną zbyt szybko. Wkrótce przyjdzie dzień, że będzie dorosłym, pewnym siebie mężczyzną, który opuści rodzinny dom, by pójść własną drogą. Niestety serca rodziców będą od tej chwili pękały z tęsknoty. Taka niestety jest kolej rzeczy i chyba czas powoli przyzwyczajać się do tej myśli ciesząc się jednocześnie każdą spędzoną wspólnie chwilą…..