Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem wybielenia zębów w domu. Zaopatrzyłam się już nawet w odpowiedni zestaw. Znalazłam w Internecie wiele preparatów. Licząc się z każdą minutą cennego czasu zabieganej matki postanowiłam wybrać coś co pozwoli mi cieszyć się bielszymi zębami już po jednym dniu stosowania. Większość niestety trzeba stosować przez okres kilku tygodni z częstotliwością raz lub dwa razy w tygodniu. Dla mojego specyfiku znalezionego na www.stylewhite.pl wystarczy poświęcić łącznie niecała godzinkę w ciągu jednego dnia. Na takie poświęcenie mogę się zgodzić.
Niestety chroniczny brak czasu zmusił mnie do odłożenia zabiegu na późniejszy termin, i tak odkładałam, odkładałam… Ale przecież święta za pasem, każdy robi gruntowne porządki w mieszkaniu, doprowadza siebie do ładu, żeby jakoś w te święta wyglądać. Więc i ja postanowiłam znaleźć trochę czasu dla siebie.
Poniedziałek okazał się idealnym dniem na gruntowne porządki w domu. Skoro postanowiłam zadbać o siebie zrobiła to przy okazji sprzątania. I tak między myciem okien, praniem firan, wymiataniem kurzu ze wszystkich zakamarków i polerowaniem zastawy udało mi się wyegzekwować po kilka minut na aplikację tego cudeńka, które miało mi pomóc w wybieleniu zębów.
Od razu mówię, że nie liczyłam na spektakularny efekt jak z reklamy. Stomatolog już dawno odarł mnie ze złudzeń. Fakty są takie, że kość z jakiej zbudowane są moje zęby sama w sobie jest dość ciemna. Jeśli chcę wybielić zęby w delikatny dla nich sposób nie osiągnę uśmiechu hollywoodzkiej gwiazdy. Mimo wszystko postanowiłam spróbować, marząc tylko o odświeżeniu zszarzałego uśmiechu.
Pierwsze wrażenie po otwarciu opakowania bardzo pozytywne, całe ustrojstwo, które trzeba umieścić w ustach jest dość niewielkie i po wypróbowaniu tego cuda odetchnęłam z ulgą, że można swobodnie przełykać i nie wygląda się jak bokser na ringu w swoim ochraniaczu na zęby. Spodziewałam się żelu o mentolowym smaku, który aż szczypie w język, natomiast ten żel ma przyjemny odświeżający smak i spokojnie można wytrzymać z nim kilka minut w ustach bez uczucia dyskomfortu.
Całe szczęście, że nikt nie widział mnie podczas trwania zabiegów, bo oczywiście nie potrafiłam usiedzieć spokojnie i w trakcie wybielania zębów latałam z mopem i odkurzaczem. Cóż to musiał być za widok, wyglądałam jak robot sprzątający ze świecącą bateryjką w ustach. Sama z siebie się śmiałam, kiedy o tym myślałam. Jednak sam zabieg trwał zaledwie 10 minut, a przy sprzątaniu ten czas leciał błyskawicznie. Żelu starczyło mi na wykonanie pięciu zabiegów po 10 minut w miarę równych odstępach w ciągu całego dnia. A po zabiegach przyszedł czas na sprawdzenie efektów. Raczej sceptycznie podeszłam do tego eksperymentu, jednak jestem bardzo zaskoczona i to na plus.
W zestawie znajduje się bardzo pomocna w ocenie efektów skala odcieni kolorów zębów. Porównałam odcień swoich zębów przed i po zabiegu i ku mojemu zdumieniu przed zabiegiem moje żeby mieściły się w odcieniu nr 11, a po zabiegu dotarłam aż do numeru 7! (skala ma 16 punktów, najbielszy to 1, a najciemniejszy to 16).
Trochę głupio przyznać, ale nie wierzyłam w aż tak wyraźny efekt. Myślałam, że zęby rozjaśnią się o jeden góra dwa stopnie, a tu taaaka niespodzianka. Nie zamieszczam niestety zdjęć moich perełek, bo głupia ja nie przewidziałam, że zdjęcia przed i po powinnam robić w takim samym świetle. W warunkach domowych trudno zrobić perfekcyjne zdjęcia porównawcze, mam nadzieję że kiedyś opanuję tę sztukę. Nie osiągnęłam śnieżnobiałego uśmiechu, ale wcale na niego nie liczyłam. Mam za to piękne, lśniące jak perełki zęby i od pewnego czasu szukam tylko pretekstu, żeby przejść przed lustrem i móc ponownie nacieszyć się widokiem. Czuje się jakbym dostała zupełnie nowy uśmiech i czuje się z tym bardzo, bardzo dobrze. Żałuję tylko, że tak długo z tym zwlekałam, ale za to sprawiłam sobie niezły prezent na święta. Aż rośnie ochota żeby uśmiechnąć się patrząc na pięknie wysprzątane mieszkanie i przy okazji na pięknie wybielone ząbki.