Roztocza kurzu domowego są mikroskopijnymi zwierzętami występującymi w każdym domu. Można je znaleźć w pościeli, meblach tapicerowanych, czy na podłogach. Te niepozorne zwierzęta mają niekorzystny wpływ na zdrowie człowieka. Długotrwałe przebywanie w środowisku zamieszkałym przez dużą liczbę roztoczy może doprowadzić do astmy, alergii, trądziku, zapalenia zatok lub spojówek.
Niestety nasze domy są idealnym środowiskiem do rozwoju wielu gatunków tych mikroskopijnych żyjątek. Roztocza najszybciej rozwijają się w temperaturze 20-30ºC przy odpowiedniej wilgotności powietrza sięgającej 75–80%. W naszej strefie klimatycznej apogeum rozwoju roztoczy przypada na okres lata i wczesnej jesieni, kiedy w domach i mieszkaniach panują najwyższe temperatury. Natomiast najmniejsza liczba roztoczy występuje, gdy wilgotność powietrza, którym oddychamy w domu spada. Ogrzewanie w okresie zimy znacznie ogranicza populację roztoczy w naszych domach, jednak takie zmniejszenie liczby niewidocznego wroga, nie spowoduje, że nasz stan zdrowia nagle się poprawi.
Dlaczego w zasadzie zajęłam się tymi małymi paskudami? Powód jest prosty. W domu pojawił się mały alergik, ale nie taki zwykły alergik. Niestety żadne testy do tej pory nie dały jasnego wyniku na co tak właściwie jest uczulone moje dziecko. Skoro nie można określić przyczyny alergii nie można poddać dziecka odczulaniu. Życie z alergią nie byłoby takie trudne, gdyby nie problem z ciągle występującym zapaleniem krtani lub oskrzeli z częstotliwością średnio co dwa tygodnie.
Naszym ratunkiem na obecną chwilę są leki odczulające, jednak jest to rozwiązanie czasowe. Nikt nie ma pewności, czy długotrwałe stosowanie leków odczulających nie będzie miało negatywnego wpływu na zdrowie. Wolałabym uniknąć nieustannego faszerowania malucha lekami, dlatego zaczęłam zgłębiać ten temat.
Skoro mój malec nie ma określonej alergii, to zaświtało mi, że być może trzeba szukać czynników alergizujących w naszym otoczeniu i tak na celowniku znalazły się roztocza zamieszkujące nasz dom. Nasze pościele, koce, zabawki pluszowe, dywany, firanki i zasłony, kołdry i poduszki są regularnie prane, wietrzone na mrozie i znów prane. Jest to spora uciążliwość w i tak zabieganym życiu. Znalezienie urządzenia likwidującego roztocza za pomocą ultradźwięków brzmi w naszym przypadku jak nienazwane dotąd marzenie. Jednak marzenie stało się w końcu realnym, prawdziwym urządzeniem, które koniecznie chcemy wypróbować. MiteLess – bo tak właśnie nazywa się to maleństwo występuje w wersji stacjonarnej do gniazdka elektrycznego oraz w wersji przenośnej na baterie.
Nie wiem czy produkt znaleziony na TickLess zadziała, jednak mając w perspektywie ulżenie dziecku w chorobie i zmniejszenie swoich obowiązków domowych jestem skłonna spróbować. Nic nie tracimy, możemy zyskać zdrowsze otoczenie, w którym przecież spędzamy bardzo dużo czasu. Urządzono jest niewielkie i bardzo niepozorne, ale przecież to nie musi być czołg. Nasz wróg jest również niewielki, bo gołym okiem nie da się go dostrzec. Niedługo okaże się ile to maleństwo jest warte.
